|
www.fizjoterapiapo.fora.pl Strona najlepszej uczelni w Polsce ;-)
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
rudzinks
Dołączył: 22 Kwi 2008
Posty: 111
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 0:16, 04 Lut 2009 Temat postu: Gdzie znajdę dr Wroneckiego? |
|
|
Słuchajcie,gdzie znajdę dr Wroneckiego we Wrocławiu? W którym szpitalu bądz klinice? Wie ktoś?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
gacik
Dołączył: 23 Wrz 2008
Posty: 7
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 13:36, 05 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
czy ma ktos może namiary na dr Wroneckiego?pilnie potrzebuje
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
rudzinks
Dołączył: 22 Kwi 2008
Posty: 111
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 5:10, 06 Lut 2009 Temat postu: |
|
|
Jest we wro ,w szpitalu przy ulicy kaminskiego. A we wtorek bedzie w opolu
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
madzialena
Dołączył: 28 Kwi 2008
Posty: 48
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 9:38, 16 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
A moze ktos ma maila do dr wroneckiego....bardzo prosze o napisanie..
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
aaa4
Dołączył: 13 Lis 2017
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 11:26, 27 Lis 2017 Temat postu: |
|
|
z wygladu bylem bardziej podobny do przyjaciela niz do mlodszego brata Takashiego. Brat zreszta w niczym mnie nie przypomina. Przeciwnie, wydaje mi sie, ze to cos, co istnialo kiedys w glowie zmarlego przyjaciela, bylo dla mnie bardziej dostepne niz to, co jawilo sie w glowie mojego brata podczas wloczegi po Ameryce. Pewnego jesiennego dnia 1945 roku o zmierzchu z dwu starszych braci wyslanych na front wrocil tylko jeden, mlodszy, i tego jesiennego wieczoru zatluczono go na smierc w osiedlu Koreanczykow, ktore wyrastalo niby narosl na skraju wsi w dolinie, i od tego dnia chora matka zwracajac sie do mlodszej siostry tak mowila 0 mnie i Takashim, jedynych juz wtedy mezczyznach w domu:
-Obaj to jeszcze dzieci, na ich twarzach nie widac zadnych cech szczegolnych, ale w koncu to Mitsusaburo bedzie brzydki, a Takashi przystojny, beda go ludzie lubic i zyc mu bedzie lzej. Powinnas zzyc sie z Takashim, dopoki jest jeszcze czas, 1 trzymac sie go, nawet kiedy dorosnie...
Po smierci matki mlodsza siostra i Takashi wychowywali sie w domu wuja - byl to rezultat przestrogi matki, ale i tak siostra popelnila samobojstwo, zanim dorosla. Jej niedorozwoj psychiczny nie byl tak wyrazny jak u mojego syna, ale jednak siostra byla opozniona umyslowo do tego stopnia, ze jak mowila matka, nie moglaby zyc bez pomocy kogos bliskiego. Byla wrazliwa jedynie na muzyke, czy moze raczej na dzwieki.
Zaszczekal pies. Swiat zewnetrzny ozyl atakujac mnie ze wszystkich stron, gdy tak siedzialem na dnie jamy. Prawa dlonia, ktorej palce utworzyly ksztalt czerpaka, drapalem sciane ziemi przede mna; dotad wydlubalem i wyrzucilem na kolana piec, a moze szesc kawalkow cegly, pogrzebanych w pokladzie ilu Kanto: pies uciekajac od cegiel przylgnal do mej piersi. Z tym wiekszym pospiechem wbilem prawa dlon w powierzchnie sciany jeszcze raz, a nastepnie drugi. Wyczulem, ze ktos obcy zaglada z gory do jamy. Przyciagnalem psa lewa reka do siebie i spojrzalem w gore. Udzielil mi sie psi strach, ogarnal mnie naprawde zwierzecy lek. Swiatlo poranka jest zmacone jak oko bielmem. Ledwie bielejace w gorze o brzasku niebo teraz sciemnialo i opuscilo sie w dol. Gdybym widzial na oba oczy, byc moze swiatlo poranka bogaciej by wypelnilo krajobraz (czesto opanowuje mnie to falszywe przekonanie z zakresu optyki), lecz w pozostalym jednym oku panowal mroczny poranek obnazajacy jedynie pustke. Siedze brudny, w miejscu znacznie nizej polozonym niz ktokolwiek z mieszkancow tego miasta o poranku, mianowicie na dnie jamy, i gola dlonia drapie sciane ziemi. Atakuje mnie przytlaczajacy chlod od zewnatrz i rozpalajacy wstyd od wewnatrz. Niby upadajaca wieza, zaslaniajaca ciemne niebo, cien czlowieka o krotkich szerokich plecach, ciemniejszy jednak od nieba, pojawil sie jeszcze raz i zakryl wejscie do dolu. Wygladal jak czarny krab ustawiony pionowo. Pies zaczyna szalec, mnie paralizuje strach i wstyd. Brzek niezliczonych szklanych przedmiotow ocierajacych sie o siebie naplywa do jamy jak podmuch siekacego gradu. Wytezylem wzrok i sprobowalem rozroznic rysy twarzy olbrzyma spogladajacego na mnie niby Bog, i oszolomiony wstydem usmiechnalem sie glupio.
-Jak sie nazywa ten pies? - zapytal olbrzym.
Jest to pytanie zupelnie bez zwiazku z wszelkiego rodzaju slowami, przeciw ktorym sie uzbroilem. Za jednym zamachem zostalem wyciagniety na bezpieczny lad codziennosci, poczulem ulge przynoszaca odprezenie. Przez tego mezczyzne skandal rozniesie sie po calej okolicy, ale bedzie to w najgorszym razie skandal nie wykraczajacy poza codziennosc. Nie bedzie to ten rodzaj przytlaczajacego skandalu, ktorego obawialem sie i wstydzilem przed chwila. Nawet jesli zostane wen wciagniety, to i tak nie bedzie to skandal, ktory sprawi, ze z porow calego ciala wyrosnie zlowrozbna psia szczecina, a ludzkie sprawy zostana brutalnie odrzucone. Bedzie to skandal spokojny, powiedzmy taki, jaki powstaje, gdy kogos przylapia na goracym uczynku z podstarzala sluzaca. Nawet pies na kolanach wyczul bezblednie, ze jego opiekun jakos uniknal niebezpieczenstwa ze strony czegos osobliwego tam, w gorze, umilkl i siedzial teraz cicho niby zajac.
-Pan sie upil i wpadl do tej jamy, prawda? - Mezczyzna ciagnal dalej, grzebiac zdecydowanie w codziennosci ten moj czyn o switaniu. - Bo dzis rano mgla byla gesta.
Ostroznie kiwnalem mezczyznie potakujaco (poniewaz jego cialo rysowalo sie nade mna jak czarny cien, moja twarz, mimo slabego swiatla, musiala byc dla niego wyraznie widoczna) i wstalem trzymajac psa na rekach. Krople wody spadaly z krocza niby lzy i moczyly suche dotad kolana. Mezczyzna zawahal sie, mimo woli cofnal sie krok do tylu, dlatego tez moglem zobaczyc jego postac od kostek po czubek glowy. Byl to mlody mleczarz. Mial na sobie specjalne ubranie uzywane tylko do roznoszenia mleka, wygladajace jak kamizelka ratunkowa, ktorej kieszonki powietrzne wypelniaja butelki mleka. Przy kazdym oddechu rozlegal sie brzek uderzajacego o siebie szkla. Mleczarz oddycha jakby troche za ciezko. Ma twarz plaska jak fladra, prawie bez mostka nosowego, bialka oczu sa niewidoczne jak u antropoida. Uwaznie i znaczaco wpatruje sie we mnie swymi brazowymi oczyma i ciezko oddycha. Jego wydech przypomina biala brode splywajaca z krotkiego podbrodka. Unikam patrzenia na wzbierajaca w jego twarzy emocje, ktora moze cos znaczyc, i przenosze wzrok na czerwieniejace liscie dereniu za okragla twarza chlopca. Ogladana z pozycji pieciu centymetrow nad powierzchnia ziemi wewnetrzna strona lisci dereniu skupiala czerwone swiatlo, o odcieniu podobnym do plomieni z obrazu piekla, ktory ogladalem w wiejskiej swiatyni w dolinie co roku podczas swieta Urodzin Buddy (obraz ten ofiarowal moj pradziadek po nieszczesliwych wydarzeniach 1860 roku) - przerazajaca to, a przy tym jakas bliska sercu plomienna czerwien. Deren byl dla mnie sygnalem o niezbyt jasnym znaczeniu, ktory wywolal jednak nagla stanowczosc. Postawilem psa na ziemi, rozkopanej i odslaniajacej czarne bloto zmieszane z zielona i splowiala trawa. Pies wybiegl rozradowany, jakby chcial pokazac, ze dotad cierpliwie wszystko znosil. Uwaznie wspinam sie po drabince w gore. Dochodza mnie odglosy co najmniej trzech gatunkow ptactwa i szum opon samochodowych. Gdybym nie uwazal, okropnie trzesace sie z zimna nogi zsunelyby sie ze szczebli drabiny. Kiedy w pasiastej brudnej pizamie pojawilem sie na powierzchni ziemi drzacy na calym ciele, roznosiciel mleka zawahal sie i cofnal o krok. Cos mnie kusilo, zeby go przestraszyc, ale oczywiscie nie uczynilem tego, wszedlem do kuchni i od razu zamknalem drzwi za soba.
-Kiedy zobaczylem pana w tym dole, myslalem, ze pan nie zyje! - krzyknal rozczarowany mleczarz widzac, ze go zlekcewazylem i wszedlem do domu, jakbym chcial z niego zakpic.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|